Bumblefoot interview
Gitarzysta magazine (Poland)
8 JUNE 2010

CLICK HERE FOR ENGLISH
 

Ron "Bumblefoot" Thal


Już po raz drugi spotykamy się z Ronem Thalem, gitarzystą Guns N' Roses. Po raz kolejny okazało się, że popularny Bumblefoot jest bardzo przyjazny, wygadany i skory do dzielenia się swoimi przeżyciami muzycznymi.

 
 

Jako, że jesteśmy przede wszystkim magazynem o sprzęcie muzycznym powiedz jakiego sprzętu aktualnie używasz na scenie i poza nią?

 
 

Na scenie z Guns‘N Roses używam gitary Vigier GV single-cutaway, dwóch zbudowanych pode mnie dwugryfowych gitar Vigier (jeden gryf z progami, drugi bezprogowy), akustycznego Parkwooda PW370M i gitary elektrycznej z nylonowymi strunami firmy Godin. Vigiera podpinam do 100 watowej głowy Engla. Do tego używam jeszcze kaczki Dunlopa i muliefektu ‘Nova’ TC Electronic, który jest powiązany z pętlą efektów znajdującą się w Englu. Jeśli chodzi o paczkę, jest to kolumna 4x12 firmy Hermit, która zawiera głośniki Celestion. Do tego dwa mikrofony AT4050. Po więcej informacji na temat sprzętu zapraszam na moja stronę www.bumblefoot.com/gear.php.

 
 
 
 

Opowiedz coś więcej na temat gitar Vigier. Pytam, ponieważ ta marka nie jest zbyt dobrze znana w Polsce. Jaka jest ich historia? Kiedy zacząłeś używać tych gitar i dlaczego wybrałeś akurat tą markę?

 
 

Gitary Vigier pochodzą z Francji. Firmę o tej nazwie założył Patrice Vigier około 30 lat temu. Byłem akurat na trasie po Francji w 1997 roku i jeden reprezentantów firmy przyszedł na mój koncert i zapytał czy nie chciałbym wypróbować ich gitar. Zawsze sam budowałem i używałem tylko swoich własnych gitar i nigdy nie myślałem w tamtym momencie o reprezentowaniu czyjejś marki, ale wypróbowałem ją, zagrałem na niej wówczas ów koncert i czułem, że jest ona lepsza niż gitary, które sam robiłem. Byłem pod wrażeniem wielu jej cech. Posiadała zerowy próg przez co pierwszy próg bardziej naturalnie stawał się podobny w feelingu do pozostałych. Poza tym była ona wyposażona w przetworniki Dimarzio, których używałem od zawsze, a także nie posiadała możliwości korekcji krzywizny gryfu bowiem nie była wyposażona w pręt, który przechodził przez cały gryf. Zamiast tego przez środek gryfu przechodził grafit, co powodowało, że ów gryf był zawsze perfekcyjnie prosty i nigdy nie wymagał regulacji. I tak po ponad prawie dwunastu latach "walki" z tymi gitarami w różnych warunkach ciepła i wilgotności mogę potwierdzić, że gryf ciągle pozostaje prosty.

Niedługo później okazało się, że firma robiła także gitary bezprogowe. Bardzo szybko więc zainteresowałem się i tym tematem. Poza tym okazało się, że oni chętnie wyprodukują dla mnie te wszystkie dziwne gitary, które ja chciałem zrobić dla siebie. Zrobili dla mnie gitarę o nazwie Flying Foot, której kształt wzorował się na zdjęciu z okładki mojego pierwszego albumu. Co ciekawe, za każdym razem kiedy użyłbym ruchomego mostka tremolo w tej gitarze z boków jej korpusu miały wychodzić skrzydła (śmiech)! W zeszłym roku do mojej kolekcji dołączyła dwugryfowa gitara. Jeden jej gryf wyposażony jest w progi, drugi natomiast jest bezprogowy. Od tego czasu każdy mój album nagrywam na gitarach Vigier. Zanim jednak trafiły one w moje ręce używałem przede wszystkim swojej gitary - "Szwajcarskiego Sera", na której nagrałem cały mój pierwszy album "The Adventures Of Bumblefoot", który wyszedł w 1995 roku.

 
 
 
 

Twój pierwszy solowy album, "The Adventures Of Bumblefoot", będzie obecnie wznawiany. Minęło już 15 lat od jego premiery. Patrząc w przeszłość, czy jesteś zadowolony z efektu końcowego osiągniętego na tym krążku, czy jednak, gdybyś miał taką możliwość, zmieniłbyś coś?

 
 

Nie zmieniłbym nic. Nie teraz. Myślę, że po ukończeniu każdego krążka przechodzę przez pewien etap, który za każdym razem się u mnie powtarza - kończę dany album, jestem z niego zadowolony i tydzień później zaczynam słyszeć rzeczy, które bym zmienił, zaczynam być wręcz prześladowany przez coraz więcej dźwięków, które wymagają zmiany. Ale tak naprawdę to "ja" jestem tą osobą, która się zmienia. Zaczynam czuć, że przedobrzyłem dany krążek za każdym kolejnym wydawnictwem i to powoduje, że zaczynam myśleć w ten sposób, iż na każdej kolejnej płycie jest mnie coraz mniej. Mnie jako osoby, która reprezentuje konkretny styl i idzie w danym kierunku. Później po kilku latach zaczynam to wszystko akceptować jako pewien mój okres w życiu i czuję się z tym w porządku, czasami nawet lepiej niż tylko "w porządku".

Jedyną rzeczą jaką kiedykolwiek mógłbym zmienić w tym aspekcie jest część krzyczącego wokalu w kawałku "Q Fever". Mój głos był wówczas przemęczony od dużego natężenia koncertów w owym czasie i do końca nie udało mi się tej partii wokalnej nagrać tak jak bym sobie tego życzył. Niestety miałem pewien deadline, jeśli chodzi o ukończenie prac nad tym albumem i nie mogłem poczekać kilku dni aż moje gardło trochę wydobrzeje i będę mógł spróbować nagrać to jeszcze raz. Ale teraz w tej kwestii już się z tym pogodziłem. Jest to niedoskonałe, ale właśnie takie powinny być wszystkie albumy - powinny być "ludzkie", niedoskonałe jak żywa osoba. Oryginalnie album ten został wydany przez Shrapnel Records i oni także wydadzą go teraz ponownie. Pracowałem z nimi nad jego ponownym wypuszczeniem. Odświeżyłem szatę graficzną i dodałem dodatkowy utwór ze ścieżki dźwiękowej do gry komputerowej, który nagrałem na jej potrzeby w tamtym okresie.

Będę sprzedawał podpisane egzemplarze mojego wznowionego albumu poprzez stronę  www.baldfreak.com - jest to oficjalna strona, poprzez którą można nabyć wszystkie produkty związane ze mną. Ponadto, każde 5 dolarów z podpisanego przeze mnie egzemplarza płyty zostanie przekazane na badania nad stwardnieniem rozsianym. Z okazji ponownego wydania mojego pierwszego albumu napisałem też książkę z transkrypcjami do niego. Zajęło mi to jakieś 6 miesięcy. Książka ma 200 stron. Jest w niej zawarty każdy szczegół mojej gry - nuty, tabulatury, ustawienie palców, metody gry i wiele innych pomocnych wskazówek. To także będzie do nabycia przez powyższą stronę internetową.

 
 
 
 

Czy w związku z ponownym wydaniem swojego pierwszego krążka planujesz jaką trasę związaną z tym materiałem? Jeśli tak, może znajdą się w niej także jakieś daty w Europie?

 
 

Na ten moment wygląda na to, że przez jakiś czas będę w trasie wyłącznie z Guns’N Roses. Nie wiem kiedy będę miał wystarczająco dużą przerwę by móc pojechać w trasę z moim solowym materiałem. Ale odkąd album będzie znów dostępny w sprzedaży, będę mógł chociaż dodać kilka utworów z niego do moich pojedynczych solowych występów. Kawałki z tego krążka świetnie nadają się także na warsztaty gitarowe i to jest może coś nad czym popracuję w niedalekiej przyszłości.

 
 
 
 

Kiedy zaczynałeś swoją przygodę z gitarą, ile godzin dziennie poświęcałeś na samym początku na grę? Na jakim aspekcie gry skupiałeś się najbardziej? Z początku byłeś samoukiem czy brałeś lekcje u jakiegoś nauczyciela?

 
 

Kiedy zaczynałem grać od razu praktycznie wskoczyłem do zespołu - zaczynałem pisać kawałki, tworzyć logo dla kapeli, dbać o sprawy pozamuzyczne, planować koncerty. Jedynym problemem wówczas było to, że tak naprawdę to ja nie potrafiłem jeszcze grać (śmiech). Ale w tym wszystkich jest jedna filozofia, którą zawsze wyznawałem - musisz być na tyle dobry, żeby umieć grać dobrze swoje kawałki. Albo kawałki, które po prostu grasz. Pisałem takie piosenki, które wówczas potrafiłem zagrać, pomimo moich ograniczonych umiejętności. Zacząłem brać prywatne lekcje z różnymi nauczycielami przez kolejne 8 lat. Poza tym rozpocząłem czytanie, bardzo dużo czasu poświęcałem na ogólną teorię muzyki, później muzyki klasycznej i jazzu. Oczywiście w przerwach starałem się grać rocka jak tylko potrafiłem i trenowałem słuch ucząc się grać utwory tylko ze słuchu. Zatrzymywałem i cofałem taśmę na kilka sekund, zapamiętywałem dźwięk i starałem się go jakoś znaleźć na gryfie gitary. Starałem się uczyć jednego albumu na dzień - na początku takich wykonawców jak Scorpions, Judas Priest, Ozzy Osbourne, Iron Maiden. Później przyszła pora na trudniejsze rzeczy typu Yes, Van Halen, Jethro Tull, nawet Czajkowski.

To było świetne doświadczenie dla uszu i świetne kiedy chciałem pograć z ludźmi, ponieważ przez takie ćwiczenia nauczyłem się wielu różnych kawałków. Kiedy przestałem brać lekcje, zacząłem kontynuować naukę gry na własną rękę. Starałem się znaleźć inne patenty, aspekty, które przekładały życie na muzykę. Starałem się znaleźć w jaki sposób muzyka, matematyka i emocje są ze sobą połączone. Napisałem wówczas nawet program na moim starym Commodore 64, który pozwalał pisać różnorodną muzykę (śmiech). Jak widać już wtedy miałem bzika na punkcie muzyki.

 
 
 
 

Jakie są plany Guns’N Roses na najbliższą przyszłość?

 
 

Na chwilę obecną wygląda na to, że będziemy latem grać koncerty w Europie. Bardzo prawdopodobne, że także w innych częściach świata, ale to trochę później. Nie wiem do tej pory jakie daty zostały dokładnie potwierdzone, ale mam nadzieję, że znajdzie się tam także miejsce na koncert w Polsce. Na tą chwilę jednak jest jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek konkrety w tej kwestii. Minęły już 4 lata odkąd graliśmy w Warszawie, a ja ciągle pamiętam o dekoracji z róż i oprawie tamtego koncertu. Coś niesamowitego!

 
 
 
 

Domyślam się, że to pytanie może być już dla Ciebie trochę wkurzające (jeśli nie jest to odetchnąłem z ulgą). Czy mógłbyś opowiedzieć skąd wzięła się Twoja ksywka "Bumblefoot", ponieważ myślę, że wielu fanów w Polsce nie zna jej historii?

 
 

Pytanie w ogóle mnie nie drażni (śmiech)! Moja dziewczyna uczyła się żeby zostać weterynarzem, a ja pomagałem jej w nauce, to było prawie 20 lat temu. Jedną z chorób zwierząt, o których się uczyła, była "Ulcerative Pododermatitis", potocznie zwana jako "Bumblefoot" (bąble pojawiające się na łapach zwierząt - przyp.red.). Jedną z terapii leczniczych opisach w książce było nałożenie maści przeciw hemoroidom na stopę pacjenta i założenie opatrunku w kształcie kuli. Jako, że wówczas szybko łapałem wszystko co było dla mnie niezwykłe, szybko podłapałem temat. Wymyśliłem sobie superbohatera, który wyglądał jak skrzyżowanie ogromnej stopy z pszczołą i napisałem o tym piosenkę dla mojego zespołu. To był kawałek z tekstem, taki bluesowo-funkowy. Brzmiało to jak formacja Extreme kiedy teraz sobie o tym przypomnę. Trochę później napisałem instrumentalny numer, który bardziej pasował do tej całej idei - brzmiał on jak piosenka do jakiejś kreskówki, której głównym bohaterem jest fikcyjny szpieg rodem z lat 60-tych, coś jak Różowa Pantera. Nazwałem ten utwór "Bumblefoot" i został on wówczas wydany na pewnej kompilacji instrumentalnej muzyki gitarowej "Guitars On The Edge, Vol. 4" (ukazała się w lutym 1994 roku za sprawą Legato Records).

Kilka miesięcy później, kiedy podpisałem mój kontrakt ze Shrapnel Records, ten kawałek był dla mnie inspiracją do napisania całego konceptalbumu. Nazwałem więc go "The Adventures Of Bumblefoot", a otwierającym go kawałkiem stał się właśnie numer "Bumblefoot". Nazwy następnych numerów na tym krążku także oznaczają różne choroby zwierzęce. Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną płyty, odtworzyłem obraz w mojej głowie, który pojawił się na samym początku tej całej historii - "latająca stopa", stwór w czarne i żółte paski, ze skrzydłami, żądłem i pięcioma palcami. Utworzyłem także inne postacie, które reprezentowały każdą z piosenek na tym albumie. Pojawiają się one w różnych miejscach załączonej do płyty książeczki. Nie był to dość normalny pomysł na krążek (śmiech). Kiedy mój kontrakt ze Shrapnel Records wygasł, założyłem własny zespół i nazwałem go "Bumblefoot". Muzyka, jaką wykonywaliśmy była hard rockowa, trochę metalowa, czasami trochę dziwna. Miała w sobie coś z Primusa czy Faith No More. Graliśmy koncerty i wydawaliśmy albumy, a ja byłem wokalistą, gitarą prowadząca, twórcą kawałków, ponadto zajmowałem się szata graficzną, nagrywaniem, promocją.

Wyglądało to więc w ten sposób, że tak naprawdę to ja byłem tym zespołem. I tak też postrzegali to ludzie z zewnątrz. Ja z kolei nie chciałem żeby to tak wyglądało, ale te wszystkie sprawy ktoś przecież musiał ogarnąć. A że nikt poza mną się jakoś do tego nie kwapił, musiałem sam robić to wszystko na raz. Coraz częściej słyszałem też ludzi wskazujących na mnie palcem mówiących "Bumblefoot, zgadza się?". To wszystko stało się dość naturalnie i pozwoliłem na to aby w ten sposób się to stało. Zostałem zaszufladkowany przez otoczenie, które, swoją drogą, nie odbiegało za bardzo od prawdy. Pamiętam jak w 2001 roku mówiłem Patrice’owi Vigierowi, że już czas bym zaczął siebie nazywać "Bumblefoot", czując, że jest w tym jakiś ukryty plan na moją przyszłość. Tak czy siak, jestem zadowolony z tego jak się rzeczy potoczyły w tej kwestii. Ale cały czas nastawiam się na więcej. Jeszcze nie przekazałem światu wystarczającej ilości mojej muzyki. Czuję wielką potrzebę na jeszcze więcej muzyki.

 
 


Krzysztof Kukawka

Originally posted at: http://www.magazyngitarzysta.pl/ludzie/wywiady/4456-ron-bumblefoot-thal.html
 




ORIGINAL ENGLISH INTERVIEW
 

Ron "Bumblefoot" Thal

 
 

Since we are especially a musical equipment magazine please tell us what equipment you are currently using on and off the stage?

 
 

On stage with GNR, I'm using the Vigier GV single-cutaway guitar, 2 custom-built Vigier fretted/fretless double-neck guitars, a Parkwood PW370M acoustic guitar, and a Godin nylon-string electric. The Vigier's go to an Engl Invader 100W head, with a Dunlop wah and a TC Electronic 'Nova' multi-FX unit in the amp's FX loop. From there the head goes to a 4x12 'Hermit' iso-cab (www.hermitcab.com) loaded with Celestion speakers, mic'd with two AT4050's going to the Front Of House... I have some more info about my gear at www.bumblefoot.com/gear.php

 
 
 
 

Tell us something more abort Vigier guitars. I am asking because they are not well known in Poland. What is their story? When did you start using them and what was the main reason you chose them?

 
 

Vigier guitars (www.vigierguitars.com) is a French company started by Patrice Vigier about 30 years ago. I was touring France in 1997 and one of their reps came to a show and asked if I'd try one of their guitars. I had always built and used my own guitars at that point, and never sought a guitar endorsement, but I tried it, I played the show with it, and it felt better than my own guitar. There were many features that impressed me – a 'zero fret' in front of the nut, which made the first fret feel more like the rest... they used Dimarzio pickups (www.dimarzio.com), which I always used... there was no truss rod in the necks – instead they had a strip of graphite rock running through the middle of the neck, and this kept the neck perfectly and consistently straight, the necks never needed adjusting. And after over a dozen years of beating on these guitars in all different conditions of heat and humidity, it's true – the necks always stayed perfect. They also made fretless guitars, which I was curious about. And they were willing to build strange guitars for me, like the ones I would build for myself – they built the Flying Foot guitar for me, designed from the album cover from my first album, with wings that would extend from the sides of the guitar body when I depressed the vibrato bar, haha...! And last year my double-neck fretted/fretless guitars. I've used Vigier guitars on every 'Bumblefoot' album. Before that my main guitar for recording and playing live was my Swiss Cheese guitar, which I used on my first album, 'The Adventures Of Bumblefoot' released in 1995.

 
 
 
 

Your first solo album „The Adventures Of Bumblefoot” is being currently re-released after 15 years. Looking back in the past, are you happy with the results or maybe you would change something in this record if you could?

 
 

I wouldn't change anything. Not now. I think I go through a pattern with every album I do - I finish the album, I'm happy with it, a week later I start hearing the things I'd change, I'm haunted by more and more changes... it's actually *me* that's changing, I start to feel like I've outgrown the album, like it represents who I am less and less as time goes on. Then after a few years I accept it as part of a previous chapter of life, and I'm ok with it, and feel good about it. The only thing I ever would have changed was some of the vocal screaming in the song 'Q Fever' – my voice was blown out from recent gigs, and couldn't deliver the intensity of what I wanted to do. I had a deadline, I couldn't wait a few days for my throat to heal and retry it with the vocal tone I pictured. But I'm ok with it. It's imperfect, as albums should be – they should be *human*, imperfect like a real person. Shrapnel Records is the label that released the album originally, and are re-releasing it. I worked with them on it, I updated the artwork and added bonus tracks from a videogame soundtrack I did back then, around the same time the album first came out. I'll be selling autographed copies of the CD at www.baldfreak.com - it's the official webstore for all my CDs & merch. And I'll be donating $5 from every autographed album to Multiple Sclerosis research. I also made a transcription book of the album - it took 6 months to write out, it's 200 pages. It has every detail of what I played on the album – notes, fingers, picking, tablature... that'll be at the webstore too.

 
 
 
 

With this re-release, do you plan a tour with your solo material? If so, maybe some gigs in Europe are coming too?

 
 

It seems like I'll be gigging with GNR for a while, and I don't know when we'll have a long-enough break where I can do a tour of my own. But at least with the album being available again, I feel ok about adding these songs to a setlist of songs for my own solo shows. It could also be a good bunch of songs for guitar clinics, maybe that's something I'll do more of in the future.

 
 
 
 

When you started your adventure with guitar, how many hours a day you spend in the early days of learning and with what learning material you were focused the most? When you started playing you learned by yourself or maybe you had a teacher?

 
 

When I first began, I jumped right into band activities - I started writing songs, had a band logo, merch, started making demos, planning shows... only problem was I couldn't really play guitar yet, haha. But there's one philosophy I always believed in – you only need to be good enough to play your own songs... or whatever song you're playing. I wrote songs I could play, and did the most with my limited abilities. I started taking 1-on-1 guitar lessons, private lessons with different teachers and continued for 8 years. I started with reading, a lot of reading, then music theory, then classical and jazz, while always playing rock on my own and training my ears, learning songs just by listening. I would drop the needle on the record for a few seconds, remember the sound I just heard and would try to match it on the guitar. I would try to learn an album a day – the Scorpions, Judas Priest, Kiss, Ozzy, Iron Maiden... then tougher things like Yes, Van Halen, Jethro Tull, even Tchaikovsky.  It was great for the ears, and great when I wanted to jam with people, because I'd know a lot of songs. After I stopped taking lessons, I kept studying on my own, and would try to find patterns that linked other aspects of life to music, try to see how music, math and emotions all connected. I even programmed my old Commodore64 computer to write random music, haha. Crazy kid...

 
 
 
 

What are the plans for the nearest future for Guns N' Roses?

 
 

So far it looks like we'll be touring Europe in the Summer, hopefully other parts of the world after that. I don't know yet what's confirmed, I'm hoping we'll have a show in Poland, but it's too soon to know. It's been 4 years since we played in Warsaw – I still remember how the venue was decorated with roses, it was so thoughtful...!

 
 
 
 

I know that maybe this question might be a little bit annoying for you (if not then for me it’s a relief). Could you tell from where did your „Bumblefoot” nickname came from because I think that a lot of your fans in Poland don’t know the story?

 
 

Haha, not annoying at all! My girlfriend was studying to become a veterinarian, I was helping her study, this was almost 20 years ago... one of the animal diseases was 'Ulcerative Pododermatitis', also known as 'Bumblefoot'. And one of the treatments for the illness was to apply hemorrhoid ointment to the patient's foot and wrap it in a ball bandage. As someone who's easily entertained by the unusual, I immediately pictured a super-hero that looked like a giant foot morphed with a bee, and I wrote a song for my band. Was a song with lyrics, a blues funk song, it sounded musically like the band Extreme now that I think about it. Later on, I made an instrumental song that was more fitting to the name and the idea – it sounded more like a theme song for a cartoon of a 'bumbling' fictional 60's spy character, sort of like the Pink Panther, but a little more quirky. I called the song 'Bumblefoot' and it was released on a comp CD of instrumental guitar music called 'Guitars On the Edge, Vol. 4' (Legato Records, released Feb. 1994).

When I signed my record deal with Shrapnel Records a few months later, this song inspired the concept for that album. I called the album 'The Adventures Of Bumblefoot', the 'Bumblefoot' song would be the opening track, followed by other songs also named after animal diseases. For the album art, I re-created the image in my head I had at the very beginning of it all, the 'flying foot', the creature with black & yellow stripes, wings, a stinger, and five toes... I also made other characters that represented each of the songs, scattered throughout the album art. Not your usual concept for an album, haha... when I was no longer under contract with Shrapnel, I started my own band and called the band 'Bumblefoot'. The music was hard rock, metal-ish, sometimes a bit strange... it had a Primus, Faith No More vibe. I would do shows and release albums, but being the singer and lead guitarist and songwriter, and being the guy laboring over the art, recording, promotion, and funding it all, the band was seen as more of a solo act. I didn't want it to be this way.

But work needed to be done and no one else was doing it, I had no choice but to do it all. So as people would point at me with the band in mind and say 'Bumblefoot, right?', I let it happen on its own, it was decided for me by other people's perception, which wasn't far from the truth. I remember telling Patrice Vigier in 2001 that I thought it was time to start calling myself 'Bumblefoot', feeling like I was fighting some pre-determined plan if I didn't. He thought it was a mistake, haha. I don't know if it was or wasn't, either way I'm ok with how things turned out. But I'm itching to do more. I haven't put enough music into the world, I need to make more.

 
 


Krzysztof Kukawka

Originally posted at: http://www.magazyngitarzysta.pl/ludzie/wywiady/4456-ron-bumblefoot-thal.html